
Już we Wstępną Środę wycinano zwykle rózgi wierzbowe albo z malin i porzeczek i wstawiano do dzbanuszka z wodą w mieszkaniu, aby rozwinęły się, rozkwitły, czyli jak po staropolsku mawiano "rozksciały" na Palmową Niedzielę. Gdy dzień ten uroczysty nastąpił, kto wstał raniej, ten z "palmą" w ręku biegł budzić innych, a budząc i chłoszcząc ich żartobliwie wołał:
Wierzba (lub Palma) bije, nie ja biję,
Za tydzień - Wielki Dzień,
Sześć noc - Wielka Noc.
Palmy takie niosą do poświęcenia, które kapłan dopełnia przed nabożeństwem, a ceremonia powyższa dała właśnie dowód do nazwania niedzieli poprzedzającej Wielkanoc, niedzielą Palmową albo Wierzbną albo Kwietną. W kościele wszyscy trzymają palmy w ręku. Po ich poświęceniu przypisywane są im zbawienne własności. Już Mikołaj Rey z Nagłowic pisze żartobliwie w Postylli" "W kwietną Niedzielę, kto "bagniątka" czyli kotki, t. j. pączka palmy wielkanocnej nie połknął, ten już zbawienia nie otrzyma". Wierzono bowiem, że połknięcie pączka wierzbowego z palmy wielkanocnej zdrowie przynosi. [...] Palmy przechowywane w domu zwykle zatknięte za obrazami świętych, z nadejściem zimy, albo Wielkiejnocy w roku następnym, rzucane są w płomień.
Zygmunt Gloger, Rok polski w życiu, tradycyi i pieśni, Warszawa [po 1900 r.]
Rycina autorstwa Andriollego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz